Shao Kahn

Na początku MK:DA...

"Jak myślisz?" Quan Chi kopniakiem przewrócił ciało twarzą do góry. "Zabiliśmy sukinsyna?"

Shang Tsung wzruszył ramionami, ale nic nie powiedział. Podszedł i spojrzał w martwe, czerwone oczy. W końcu się podniósł.

Drugi czarnoksiężnik spoglądał na kompana, a po chwili w jego ręce zmaterializował się jeden z dwu jego mieczy. Wziął zamach i odciął trupowi głowę. Nie wypłynęła ani kropla krwi. Quan Chi nabił ją na miecz i podrzucił do góry. W tej samej chwili Tsung wystrzelił ognisty pocisk i głowa spłonęła nim sięgnęła ziemi.

Obaj, nie patrząc na siebie, odwrócili się i wyszli. Całą scenę obserwowała postać odziana w czarny habit, stojąca na jednym z wielu krużganków sali tronowej. Po chwili poły szaty załopotały, a postać zniknęła w kłębach zielonego dymu.

~

Bitwa dobiegła końca. Pole walki zasiane było trupami i krwią, która spłynęła, gdy starcie jeszcze trwało. Na pobojowisko powoli zaczynali zlatywać się i schodzić padlinożercy: gryfy, ghule, pospolite kruki i inne istoty mające nadzieję na znalezienie wartościowych przedmiotów przy zabitych; w końcu nie co dzień bitwy toczą siły Edeni i Shokan; z pewnością coś się znajdzie.

Nad jednym z ciał pochyliła się postać w czarnym habicie.

"Warto było?" Spytała. "Warto było zdradzać Cesarza?"

"Mój honor jest ważniejszy od Cesarza..." wycharczał umierający.

"Ach, więc to o honor chodzi?" Zakpiła postać. "A gdzież był twój honor, gdy po kryjomu przyłączyłeś się do tej zdradzieckiej, edeńskiej suki?"

Umierający się uśmiechnął, ale nic nie powiedział, a postać kontynuowała.

"Gdybyś miał jeszcze raz wybierać, postąpiłbyś tak samo?"

"Nie," powiedział bez zastanowienia leżący.

Pod kapturem błysnęły białe zęby i postać wyciągnęła nad niego rękę, która zaczęła świecić zielonym światłem. W tym momencie rany umierającego zaczęły się zasklepiać: wyłupane oko odrosło, tak samo odcięta noga. Połamane żebra się zrosły, podobnie jak zasklepiły inne rany.

Po chwili leżący odzyskał pełnię sił i podniósł się.

Postać w habicie dyszała ciężko, ale również się podniosła, choć z wyraźnym trudem.

"Dlaczego to zrobiłeś, przybyszu?" Spytał Goro. "Wnioskuję, że jesteś jednym z ludzi Cesarza. Dlaczego pomagasz jednemu ze zdrajców?"

"Ponieważ Cesarz cię potrzebuje," powiedziała postać i zdjęła kaptur.

Goro z sykiem wypuścił powietrze na widok Shao Kahna, ale zaraz osłupienie minęło i padł na kolana.

"Panie..."

"Wstań, nie potrzeba mi takich dowodów lojalności," powiedział Shao Kahn nasuwając z powrotem kaptur. "Musimy stąd odejść, nim padlinożercy nas zauważą."

Goro w mig chwycił myśli Cesarza i skinął głową. Umieścił swój królewski herb na zmasakrowanym Shokanie, by i jego wzięto za martwego i wraz z Shao Kahnem odszedł z pola bitwy.

~

Opuszczona świątynia na Pustkowiach Zaświata nie była może Pałacem Cesarskim, ale doskonale nadawała się na kryjówkę dla dwóch istot, które chciały pozostać niezauważone.

Goro wyłożył cesarzowi powody swej zdrady, jako że teraz nie mogło być już między nimi żadnych zatargów. Opowiedział jak podwładni przynieśli mu wieści o przewrocie na najwyższych szczeblach, o wyniesieniu Centaurów na piedestał, prześladowaniach i w końcu wygnaniu Shokanów. On, władca czterorękiej rasy, nie mógł pozwolić na taki afront. Szpiedzy donieśli mu o zbieraniu się wojsk w Edeni, a gdy przybyli do niego emisariusze, zgodził się, by odpłacić za doznaną zniewagę. Przegrał wojnę z siłami cesarza, ale wtedy pomoc nadciągnęła od osoby, którą zdradził i której najmniej by się spodziewał.

Shao Kahn z kolei wytknął Goro jego ucieczkę po pierwszym Mortal Kombat, porażkę Kintaro i brak ich wsparcia, gdy dokonał inwazji na Królestwo Ziemskie. Morale Shokan po zniknięciu ich księcia było niskie, trzeba było posłużyć się Centaurami. Nie byli dobrymi dyplomatami, z charakteru niewiele różnili się od Tarkatan, ale wykonywali powierzone im zadania jak należało. Jednak ich kres nadszedł, gdy inwazja dobiegła końca. Nie byli w stanie wygrać wojny. Potem pozwolili, by Shang Tsung zawarł wątpliwy sojusz z Quan Chi i dopuścili do przedarcia się ich do Pałacu i próby zabicia władcy. Wtedy to Shao Kahn postanowił podstępem oszukać magów i odnaleźć Goro.

Rozumiejąc pobudki jakie nimi kierowały, postanowili poczekać jakiś czas aż wszystko się uspokoi, a obaj odzyskają utracone siły...

~

Minęło kilka miesięcy, gdy do dwójki przybył jeden z Mrocznych Kapłanów Cesarza i przyniósł wieści o śmierci Liu Kanga i zmartwychwstaniu Onagi, a także śmierci Raydena, który to próbował nie dopuścić do ponownego pojawienia się Króla Smoka. Ale to nie były jedyne nowiny. Quan Chi i Shang Tsung również polegli w walce z Onagą, podobnie jak Ziemscy Wojownicy zebrani przez Raydena: Kung Lao (który prowadził drużynę po śmierci Liu Kanga), Kitana (zdradziecka pasierbica), oraz reszta wojowników. Niestety, wszyscy Ziemianie zostali potem wskrzeszeni przez Onagę jako poddani mu wojownicy, a sam Król Smok ponownie ogłosił się Cesarzem Zaświata i zasiadł na tronie.

"Hmpf, przynajmniej dwóch czarnoksiężników nie żyje," prychnął Goro.

Shao Kahn uśmiechnął się.

"Oni wrócą, książę. Quan Chi trafił do Netherealm, ale znajdzie sposób na ucieczkę, jak ostatnim razem."

"A Shang Tsung?"

"Również powróci... ale na moich warunkach! Tym czasem mamy problem w postaci Króla Smoka."

"Panie... nie chcę być pesymistyczny, ale-"

"Więc milcz!"

Goro taktownie milczał. Shao Kahn zaczął się przechadzać po komnacie. W końcu stanął. Odwrócił się do milczącej i śledzącej go oczami dwójki i zaczął opowiadać...

~

"JAK TO NIE MA?!" Ryczał Onaga, demolując przy tym własną salę tronową. "MIELIŚCIE GO PILNOWAĆ!" Wskazał szponem na swych Świętych Mężów.

"Panie," z szeregu wysunął się najwyższy rangą. "Przepowiednia się spełniła i pozostawiliśmy jajo samemu sobie. Tak nam nakazałeś i twemu słowu stało się zadość."

Ale Onaga nie słuchał. Złapał bezczelnego dwunoga za głowę i podniósł do góry. Mężczyzna zaczął wierzgać kończynami, gdy jego pan zaczął mu miażdżyć czaszkę. Po chwili kości pękły w żelaznym uścisku i ciało upadło na podłogę.

"WON! WYNOSIĆ SIĘ!" Zaryczał.

Słudzy skłonili się i wyszli, w ogóle nie zwracając uwagi na zwłoki leżące na podłodze.

"A wy," skierował się do trójki obok tronu. "Pójdziecie z tamtymi imbecylami i dopilnujecie, by nic tym razem nie poszło niezgodnie z planem."

Sonya Blade, Jackson 'Jax' Briggs i Johnny Cage posłusznie skłonili głowy i podążyli za Świętymi Mężami.

"Co do was," skierował się do pozostałej w sali dwójki, "rozejrzycie się i odnajdziecie jajo. Zawiedźcie, a waszym mękom nie będzie końca."

Kung Lao i Kitana skłonili głowy i również wyszli.

~

Jajo zostało odnalezione; i to wcale szybko. Kung Lao, opuściwszy świątynię jeszcze przed pierwszym wygranym przez Liu Kanga turniejem, a powróciwszy krótko po ataku na klasztor, zdążył zwiedzić kilka światów, w tym Zaświat; oraz Kitana, mająca wiele koneksji i wpływowych znajomych, nie tylko w Edeni; oboje odnaleźli jajo na Pustkowiach Zaświata, w jednej z opuszczonych świątyń.

Święci Mężowie, czując na plecach gniewny oddech ich pana, zaraz po odzyskaniu zguby szybko zabrali się do przygotowywania rytuału mającego na celu zapewnienie ich panu nieśmiertelności. O czym wiedział tylko Onaga, a teraz jego podwładni było, że pęknięcie jaja znamionowało jedynie powrót Króla Smoka, ale nieśmiertelność zapewnić mogło mu jedynie wypicie i zanurzenie się w smoczej krwi. Cóż za ironia... Onaga mógł zapewnić innym nieśmiertelność, ale nie sobie... jednak teraz miało się to zmienić.

~

W Cesarskich Łaźniach nie było nikogo prócz Świętych Mężów, piątki ożywionych przez Króla Smoka Ziemskich Wojowników oraz samego Onagi.

Z jednego z basenów wypompowano całą wodę, a napełniono szkarłatną, prawie czarną krwią z odzyskanego jeszcze niedawno Ostatniego Smoczego Jaja.

Do Onagi podszedł jeden z jego podwładnych i podał mu złoty puchar. Władca wziął go i popatrzył na człowieka.

"Panie," powiedział tamten. "Wszystko sprawdziliśmy. Nie wykryliśmy ani śladu magii. Wszystko przygotowaliśmy, zgodnie z twym życzeniem."

"Miej taką nadzieję, ścierwo. Bo jeśli stwierdzę, że coś jest nie tak, ty pierwej zginiesz."

Onaga przechylił puchar i osuszył jednym haustem. Potem ostrożnie wszedł do basenu, w którym za chwilę zniknął.

W tym właśnie momencie drzwi do łaźni otworzyły się z trzaskiem łamanego skobla i do sali wkroczyli Shao Kahn oraz Goro.

Ten pierwszy nie tracił czasu. Zamachnął się młotem na najbliżej stojącego człowieka i za jednym zamachem zmiażdżył mu głowę. Nie tracił nawet czasu na sprawdzenie kto to, choć był to Johnny Cage.

Jednak element zaskoczenia mieli już za sobą i teraz w sali się zakotłowało. Do walki ruszyli Sonya i Jax oraz Święci Mężowie Onagi. Kitana i Kung Lao nie ruszyli się ze swoich miejsc. Stali cały czas obok basenu wypełnionego krwią.

"Książę, zajmij się Ziemianami," syknął przez zęby Kahn, "i odciągnij ich jak najdalej."

Władca Shokan skinął głową i pobiegł w stronę członków Sił Specjalnych.

Tym czasem Shao Kahn był powoli otaczany przez Świętych Mężów. Jednak zamiast wykończyć ich jak Johnny'ego Cage'a, rzucił swój młot na ziemię, zbliżył do siebie ręce na wysokości piersi i zamknął oczy. Po chwili między dłońmi pojawiło się zielone światło, które rosło z każdą kolejną sekundą i w końcu ogarnęło całą postać byłego Cesarza i poczęło dalej się rozprzestrzeniać.

Święci Mężowie nie tracili jednak czasu. Byli słabymi wojownikami, ale za to świetnymi magami. Nieustannie więc mamrotali zaklęcia, które posyłały kule magicznej energii w stronę ich wroga, ale z marnym skutkiem. Zielone światło pochłaniało wszystko na swej drodze, a za chwilę ogarnęło i samych atakujących.

W tej chwili Shao Kahn otworzył oczy, a zielone światło pojaśniało. Poplecznicy Onagi padli na kolana, paleni przez zielony ogień. Ubrania, skóra, nawet kości w mgnieniu oka zmieniały się w popiół.

Goro, widząc w tym szansę na szybkie zakończenie walki, złapał oboje ludzi i cisnął ich w kierunku zielonej śmierci. Ale ta pozostała jedynie życzeniem skierowanym do Mrocznych Bogów Netherealm, ponieważ gdy już Sonya i Jax mieli spłonąć, zielony ogień zniknął, jako że Shao Kahn odwołał zaklęcie.

Były Cesarz nie tracił jednak czasu. W jednej chwili w jego ręce pojawił się miecz, którym ciął na odlew, gdy dwójka wojowników rzuconych przez Goro niczym szmaciane lalki, przelatywała obok niego. O ile Sonya uderzyła o ścianę z raną na plecach, to Jax nie miał już tyle szczęścia. Nim on sam osunął się na ziemię, jedna z jego rąk upadła pod nogi Shao Kahna.

Pozbywszy się większości przeciwników, obaj intruzi skierowali się w kierunku basenu, w którym kilka chwil temu zniknął Onaga. Jednak wtedy na ich drodze stanęli Kitana i Kung Lao. Ironiczne... czwórka największych wrogów; Shao Kahn zabił rodziców księżniczki, a Goro przodka Kung Lao.

Jednak do walki nie doszło. W chwili, gdy cała czwórka już miała sobie skoczyć do gardeł, w basenie krew się zburzyła, a za chwilę na powierzchni pojawił się Onaga, z rykiem niemal rozsadzającym ściany Cesarskiego Pałacu. Ostatkiem sił wyczołgał się z basenu i rozejrzał po pobojowisku i w końcu jego wzrok padł na Shao Kahna. Wskazał go szponem.

Shao Kahn uśmiechnął się drapieżnie, a po tymże uśmiechu wszystko potoczyło się błyskawicznie. Goro złapał Kung Lao za gardło i cisnął nim przez salę. Mnich uderzył z impetem o jedną z kolumn i zsunął się po niej na ziemię. Kahn tym czasem również nie tracił czasu i zamachnął się mieczem na pasierbicę. Ta odskoczyła, ale i tak nie uniknęła głębokiego cięcia przez sam środek korpusu. Jęknęła i upadła. Shao Kahn pochylił się i podniósł ją do góry za gardło.

"Niewdzięczna suko!" Zaryczał. "Śmiałaś mnie zdradzić i wiedz, że kara cię nie minie! Zapamiętaj, że dopókim żyw, nie zaznasz spokoju, edeńska zdziro!"

Z tymi słowami cisnął ją przez komnatę i księżniczka uderzyła w kolumnę zaraz obok Kung Lao i również padła po chwili nieprzytomna na czarny marmur podłogi.

Wtedy Shao Kahn odwrócił się do naw pół leżącego w basenie z krwią Onagi. Król Smok popatrzył na niego z nienawiścią. Chciał coś powiedzieć, ale z jego ust wydobył się jedynie charkot i Onaga zaczął kaszleć krwią. W końcu przemówił.

"Ty... co zrob-biłeś?" Wycharczał. "Krew... n-nie b-była... z-za-zatruta..."

Shao Kahn ponownie się uśmiechnął, złapał Onagę za gardło i wyciągnął na posadzkę. Potem kucnął nad leżącym, a miecz zarzucił sobie na ramię.

"To prawda, co mówisz," powiedział wciąż się uśmiechając. "Krew nie była zatruta... do czasu."

"A-ale... m-ma—"

"Magowie?" Shao Kahn się zaśmiał. "Nic nie znaleźli. Zapomniałeś: to JA ich szkoliłem. Byłem najwyższym kapłanem na twoim dworze. Czy myślisz, że zdołałbym utrzymać tę pozycję, zdradzając wszystkie swe sekrety?"

"A-ale j-aak...?"

"Rzuciłem zaklęcie nie na krew, ale na skorupę jaja. Z chwilą gdy krew znalazła się poza nią, zaklęcie zaczęło działać i ją zatruwać."

"Zdrajco...!" To było wszystko na co stać było Króla Smoka.

Shao Kahn wybuchnął śmiechem. Po chwili jednak przestał, a jego spojrzenie stwardniało. Zamachnął się wolną ręką i z impetem wbił ją w pierś Króla Smoka. Onaga zaryczał w bólu. Shao Kahn zacisnął dłoń i szarpnął. Dłoń wyskoczyła z piersi leżącego, a w niej spoczywało ciągle bijące serce Króla Smoka. Shao Kahn popatrzył w martwe oczy Onagi, a po chwili jego własne rozjarzyły się zielonym światłem, a ciało pokonanego spłonęło w ogniu, który jeszcze niedawno strawił jego popleczników.

Z niebijącym już sercem, Shao Kahn podniósł się i spojrzał na Goro, który do tej pory stał za plecami swego Cesarza. Odwrócił jednak wzrok i spojrzał na nieprzytomnych Ziemskich Wojowników. Machnął nieznacznie ręką i miecz w jego dłoni zniknął. Wtedy wyciągnął ją przed siebie i za chwilę w komnacie otworzył się zielony portal. Oczy Cesarza znów rozjarzyły się zielonym światłem i ciała nieprzytomnych ogarnęła poświata tego samego koloru, która poniosła ich w kierunku portalu, w którym zaraz zniknęli. Jak tylko ostatni Ziemski Wojownik zniknął w wirze, portal się zamknął, a oczy Cesarza przygasły.

"Chyba masz kilka pytań," było to stwierdzenie, nie pytanie, a Cesarz nawet nie zadał sobie trudu odwrócenia się do księcia Shokan.

"Panie..." zaczął Goro, ale nie bardzo wiedział jak dokończyć. "Dlaczego tak łatwo nam poszło z Ziemskimi Wojownikami? I dlaczego ich nie zabiliśmy?" To były dwa najbardziej nurtujące pytania. Dlaczego nie mógł zabić choć Kung Lao? Jego zajadłego wroga? Przecież tam leżał, nieprzytomny i bezbronny jak dziecko. To byłoby takie proste. Podejść i zgnieść mu czaszkę jak łupinkę orzecha.

"Widzisz, książę," powiedział spokojnie Cesarz, "Wraz ze śmiercią Onagi, czar który na nich rzucił, przestał działać. Poszło nam z nimi łatwo, ponieważ byli jak bezwolne kukły. Kukła, owszem, jest użyteczna, ale to tylko kukła. Nie dorówna prawdziwej myśli. A zabicie ich byłoby jeszcze bardziej ryzykowne, gdy w pobliżu jest serce Onagi. Powstaliby z martwych nim bylibyśmy w stanie mrugnąć. Wybrałem najlepsze z możliwych rozwiązań."

"Ale czy nie mogłeś ich spalić?"

"Zaklęcie rzucone na jajo zbyt dużo mnie kosztowało. Magia jest jak siła fizyczna, nie jest nieograniczona."

Goro już się nie odezwał. Podszedł do Shao Kahna i obaj wyszli z Cesarskich Łaźni.

Cesarz i jego najwierniejszy Generał. Outworld znów należało do nich.

Koniec